"Nie byłby to test, gdybyście znali wszystkie odpowiedzi."
Książka bardzo podobna do książek Michaela Newtona, można by przypisać jednemu autorowi
"Nie byłby to test, gdybyście znali wszystkie odpowiedzi."
Książka bardzo podobna do książek Michaela Newtona, można by przypisać jednemu autorowi ;) dlatego nie było dla mnie tutaj nic odkrywczego i bardzo niewiele nowego. Jestem też może dziś na trochę innym etapie, więc jakoś tak po prostu przesłuchałem i tyle (ale jak się ktoś interesuje tematem i chce chłonąć wszystko, to oczywiście warto). No ale ta nowość to "imprinty", w bardzo dużym skrócie: wgląd do wcieleń innych dusz, z których można czerpać jak z własnych, wyjaśnia to czemu niekiedy kilka osób twierdzi, że było tą samą osobą. Oook… jest to jakieś wyjaśnienie ;) ale równie dobrze można jednak złożyć, że świadomość jest nielokalna i jedna (ad. książka "Powrót do życia" - Jim B. Tucker), co chyba jest mi bliższą interpretacją ;) Tak czy inaczej słucha/czyta się dobrze, nie jest zbyt długa czy nużąca.
Pomyślałem że lepiej będzie najpierw tą książkę przesłuchać, a potem taką o reinkarnacji, a nie odwrotnie :D Tak też zrobiłem. Dobra książka opisującaPomyślałem że lepiej będzie najpierw tą książkę przesłuchać, a potem taką o reinkarnacji, a nie odwrotnie :D Tak też zrobiłem. Dobra książka opisująca techniczne aspekty śmierci zarówno w ujęciu medycznym, jak i potem prawnym i biurokratycznym. Napisana jest lekko, żeby nie powiedzieć wesoło ;) ale to był umyślny zabieg, w końcu śmierć jest częścią życia i takie podejście jest dobre, by się z nią oswoić. Może trochę za dużo tej biurokracji, a za mało fizjologii, co się czasem robi nudne... No i mnie było zwyczajnie trochę smutno podczas czytania, chociaż chyba nie powinno być ;) Dodatkową zaletą jest, że dowiadujemy się o co warto zadbać jeszcze przed śmiercią no i w ogóle jak wygląda cały proces (np. praca zakładu pogrzebowego, krematorium itp.). Dla mnie przydatna i można przeczytać/przesłuchać, zwłaszcza że łatwo było skupić się na treści i nie nudzi nawet mimo tego przeładowania informacjami technicznymi na temat czynności około zwłok...
"Niektórzy umierający szukają pocieszenia w tym, że nie są sami. Umierają, tak jak umarli ich rodzice, dziadkowie i ich rodzice, a także ich dziadkowie, aż do ostatniego ogniwa. Dzieje ludzkości liczą już dobre osiem tysięcy pokoleń, a statystycy, którzy to obliczyli, szacują, że do dziś na ziemi zmarło ponad 200 miliardów ludzi. Teraz kolej na ciebie. Innym poprawia samopoczucie odwołanie się do racjonalności statystyki, a konkretnie do prawa umieralności Gompertza: po przekroczeniu trzydziestki ryzyko człowieka, że umrze w roku następnym, zwiększa się co osiem lat. Z tego punktu widzenia zgon w wieku lat czterdziestu to pech, w wieku lat sześćdziesięciu – przeznaczenie, ale po siedemdziesiątce nie masz już prawa skarżyć się na statystykę. Są tacy, którzy znajdują oparcie w swoim pochodzeniu z gwiezdnego pyłu. Komponenty ciała – wodór, tlenek węgla, tlen – powstają w prawybuchu, w wyniku eksplozji gwiazd. Astrofizycy szacują, że połowa atomów na Ziemi – w górach i w drzewie, w morzu i w człowieku – pochodzi z gwiazd spoza Drogi Mlecznej. Liczą sobie one miliardy lat. Te kilka lat w tobie zatem to tylko mrugnięcie na drodze ku wieczności."
- kiedy moja bardziej racjonalna i sceptyczna część natury twierdzi, że i tak żyjemy wiecznie, to właśnie to ma na myśli ;)
Trudno ocenić książkę, która jest opisem czyichś dramatycznych przeżyć... doceniam odwagę autorki, która zdecydowała się o tym napisać szczerze i nie Trudno ocenić książkę, która jest opisem czyichś dramatycznych przeżyć... doceniam odwagę autorki, która zdecydowała się o tym napisać szczerze i nie pomijając przykrych, wstydliwych aspektów. Były momenty, które mnie poruszyły, jak np. ten fragment w którym opisuje zabawkę z Kinder Niespodzianki, którą już miała, ale ta była wyjątkowa, bo to prezent od ojca... myślę że mam do dzisiaj takie pamiątki po każdym członku mojej rodziny... Ale... ale styl książki nie trafia do mnie. To znowu jest takie "poetyczne" pisanie, a ja wolę wspomnienia napisane z prostotą... choćby w formie powieści. Rozumiem, że taka była koncepcja, do mnie nie za bardzo trafia i im dalej czytałem/słuchałem tym bardziej było to dla mnie męczące. Jednak plus za poruszenie tematyki picia w Polsce ogólnie, że ten alkohol musi być ciągle gdzieś tam w tle...
Tragedii nie ma, można przeczytać, ale trochę ciężko.
Historia jest intrygująca i ma jakiś swój klimat. I tyle. Początek jeszcze ciekawi, im dalej tym nudniej, a proces to już masakra. Jakiś czas temu oglHistoria jest intrygująca i ma jakiś swój klimat. I tyle. Początek jeszcze ciekawi, im dalej tym nudniej, a proces to już masakra. Jakiś czas temu oglądałem film, to się właściwie spodziewałem (oceniłem 6/10, a to jak na mnie tez niska nota), a powodem, dla którego chciałem przeczytać książkę było chyba to, że ktoś napisał iż w książce rozwiązanie podane jest wprost. Alee… czy ja wiem? No niby jest napisane na końcu (to co jest napisane ;) ), ale dla mnie to też wyłącznie tylko interpretacja jednego bohatera. Niektórzy chwalą klimat książki, ale do mnie nie przemawia, to nie mój klimat ;) i jeszcze to nurzanie się głównej bohaterki w samotności... i ja nie mówię, że nie miała prawa czuć się skrzywdzoną i odrzuconą, bo miała jak najbardziej i jakośtam staram się to zrozumieć ale no... no klimat "Lektora" przemawiał do mnie jednak o wiele bardziej ;) Ogólnie: nic bym nie stracił gdybym tego ani nie przeczytał ani nie obejrzał ale taka głośna historia, to dałem się złapać.. Ale tragedii też nie ma, były głośne bardziej rozczarowujące książki ;)
Książka jest ciekawa, luźno napisana, dla mnie może nawet trochę za luźno, odrobinkę bardziej naukowa, a mniej popularno mogłaby być, to byłyby moje uKsiążka jest ciekawa, luźno napisana, dla mnie może nawet trochę za luźno, odrobinkę bardziej naukowa, a mniej popularno mogłaby być, to byłyby moje ulubione proporcje ;) Miałem w trakcie jej czytania/słuchania dość długą, bo dwutygodniową przerwę, co mi trochę na minus zadziałało, bo jakoś wybiłem się z rytmu i potem było mi trochę gorzej skupić się na treści... ale ogólnie to był dobrze spędzony czas.
Ma kilka zabawnych momentów, np.:
"Prawie każdy człowiek uwielbia jeść. Większość ludzi ciągle ma ochotę coś skonsumować, niezależnie od tego, czy są głodni czy nie, a zachcianki te zwykle dotyczą tłustych i słodkich produktów. Lecz większość pokarmów, które zapewniają niezbędne minerały i witaminy – jak owoce, ryby czy zielenina – nie obfituje w cukier lub tłuszcz (kiedy ostatnio strasznie chciało wam się brokułów?)." (pdf.str.50)
:D
Jest też ciekawie o raku:
"Chociaż wielu ludzi nie ma żadnych alergii, nigdy nie przejdzie zawału mięśnia sercowego i uniknie koszmaru choroby autoimmunologicznej, nowotwór jest bestią, która czyha na każdego z nas. Zasadniczo istnieje niemal stuprocentowe prawdopodobieństwo, że jeśli będziemy żyć odpowiednio długo, prędzej czy później zachorujemy na raka." (pdf.str.107)
- różne książki na ten temat też mi pomogły spojrzeć tak na tą kwestię, że o ile kiedyś, gdybym zachorował na raka, pomyślałbym że dlaczego mnie to spotyka, tak teraz pomyślałbym: "ok, czyli to teraz", co jest jednak zupełnie innym nastawieniem, a nie lądowaniem w roli ofiary. To też dla wszystkich, którzy twierdzą, że kiedyś tego nie było:
"W końcu nas dopadnie, jeśli wcześniej nie umrzemy na coś innego. Wskaźniki zachorowalności na raka w populacji ludzkiej gwałtownie wzrastają. Jest to przede wszystkim (choć nie wyłącznie) efekt tego, że ludzie nie umierają z innych powodów i przez to żyją odpowiednio długo, aby zdążył się rozwinąć nowotwór." (pdf.str.107)
Część książki dotyczy fizycznych niedoskonałości naszego ciała i podatności na choroby fizyczne, a część mówi o powiedzmy psychologicznych mechanizmach. Np. ryzykownych zachowaniach zwłaszcza u nastolatków i ludzi młodych (głównym celem jest chęć zaimponowania rówieśnikom, potencjalnym partnerkom/partnerom i to nie musi być świadoma chęć). Ciekawa informacja:
"Jeśli ktoś jako niepalący dotrwa do dwudziestego pierwszego roku życia, prawdopodobieństwo, że zacznie palić w kolejnych latach, jest prawie zerowe." (pdf.str.131)
I dalej:
"Trzymajmy się przykładu palenia. Tutaj zakodowane przesłanie brzmi: Jestem tak zdrowy, że potrafię przetrwać nawet coś, co jak powszechnie wiadomo jest strasznie niezdrowe. Gdyby młodzi mężczyźni podejmowali tego rodzaju ryzyko wyłącznie dla własnego dreszczyku, robiliby to również w samotności, lecz tego nie robią (w każdym razie jeśli chodzi o papierosy, dopóki się nie uzależnią od nikotyny). Szalone zachowania zawsze muszą mieć publiczność. Im jest większa, tym lepiej." (pdf.str.132)
I jeszcze jeden cytat na koniec:
"Wraz z postępami tych technologii, a ich postępy są pewne, lekarze być może będą nawet mogli odwrócić (nie tylko zatrzymać) efekty starzenia się i ludzie już zawsze będą mogli żyć jako dwudziestoparolatkowie. Wizja ta skłania wiele osób zbliżających się do wieku średniego, w tym mnie samego, do dbania o formę, by „żyć na tyle długo, aby żyć już zawsze”, jak proroczo głosił tytuł wydanej w 2004 roku książki." (pdf.str.148) - no szczerze mówiąc to też mam to jakoś tam w głowie, że a nóż to już my będziemy pokoleniem nieśmiertelnym :P
Ostatnie kilka stron to rozważania o przyszłości, gospodarce, nauce i tez było to bardzo ciekawe ale to naprawdę tylko kilka stron. Podsumowując książka nie wybitna ale dosyć dobra.
Książka nie jest zła, jednak opowiada ona głównie o historii cholery, inne choroby/pandemie są zaledwie wspominane... ale to chyba głównie zarzut do tKsiążka nie jest zła, jednak opowiada ona głównie o historii cholery, inne choroby/pandemie są zaledwie wspominane... ale to chyba głównie zarzut do tłumaczenia tytułu - w oryginale jest zaakcentowana "cholera", w polskim tytule w ogóle nie jest wspomniana, ciekawe dlaczego? za mało ciekawie by brzmiał? :D No w każdym razie było to nieco rozczarowujące, kiedy czekałem też na opisy innych pandemii, a one właściwie nie występują, są co najwyżej wspominane od czasu do czasu. Drugim minusem jest jej słaba chronologia, lubię jak książki o epidemiach są chronologiczne, a tu jest z tym tak średnio (trochę chaos, a to z kolei powoduje, że momentami skupienie mi spada). To tyle z minusów, plusów jest dużo. Jest ciekawa i szczegółowa, zwraca uwagę na różne zagrożenia, z których część już znałem, a części jeszcze nie - np. ciekawa jest kwestia turystyki medycznej i związanych z tym zagrożeniami! A są one na tyle poważne, że ja przynajmniej przemyślałbym teraz z 5 razy zanim wyjechałbym do jakiegoś egzotycznego kraju zrobić tańszą niż w Europie operację... Albo np. niesprzątnięte psie odchody (nie, to nie jest nieszkodliwy nawóz). Książka opisuje też dlaczego duże skupiska zwierząt (np. hodowle), a zwłaszcza specyficznych zwierząt obok siebie, często takich, które gdyby nie człowiek, w ogóle by się ze sobą w naturze nie spotkały, to takie zagrożenie pandemiczne. A ponieważ została napisana przed pandemią COVID-19, ktoś w innym komentarzu napisał, że wygląda jak napisana na zamówienie :D Nie wiem co powiedzieć, bo jeśli ktoś już zrozumie mechanizm mutacji wirusów (a nie jest to starożytna alchemia, umówmy się ;) ), to nie jest znowu taki trudny scenariusz do przewidzenia... W podobnym temacie jeszcze jeden cytat:
"SZUKANIE KOZŁA OFIARNEGO JEST WYJĄTKOWO SZKODLIWE zwłaszcza w trakcie epidemii, ponieważ często celem takich działań są właśnie te grupy ludzi, które mają największą szansę na jej opanowanie i ulżenie osobom dotkniętym chorobą." (pdf.str. 204)
Kolejny cytat jest już przykładem zwrócenia uwagi na czynnik, o którym bym w kontekście pandemii nie pomyślał:
"Najlepsze paliwa kopalne mogą dostarczać 100 razy więcej energii, niż zużywa się do ich wydobycia[1]. Uwolnione przez nie nadwyżki energii pozwoliły cywilizacji ludzkiej rozrastać się na niespotykaną dotychczas skalę. Każda forma energii z paliw kopalnych – czy to pod postacią zwiększonych plonów uzyskanych dzięki nawożeniu, czy to wzmożonej szybkości i zasięgu handlu oraz transportu – przyczyniała się do powstawania i rozprzestrzeniania się patogenów. Nawozy mineralne podwoiły ilość zbiorów rolnych, co sprzyjało wzrostowi populacji, a zatem zatłoczeniu ośrodków miejskich. Węgiel napędzał parowce, przenoszące cholerę przez ocean, oraz maszyny stosowane do budowania kanałów, dzięki którym patogeny przedostawały się w głąb kontynentów. Paliwa płynne zasilały maszyny wykorzystywane do wycinki lasów oraz samoloty roznoszące niegdyś ukryte wirusy po całym świecie." (pdf.str. 269-270)
No ogólnie, długo można by cytować ciekawe informacje, ale wkleję sobie jeszcze tylko jeden cytat:
"Jako mięso pochodzące od ssaków jest ono bogate w Neu5Gc, czyli utracony przez nas kwas sjalowy. Spożywanie go może wywołać w ludziach taki sam rodzaj reakcji odpornościowej, jaką krzyżowanie się z australopitekiem spowodowało u naszych przodków 2 miliony lat temu. Nasze ciała uznają jego tkanki za obce i patogenne, przez co próbują zwalczyć je za pomocą stanu zapalnego. Te drobne odpowiedzi zapalne z czasem mogą zwiększyć prawdopodobieństwo zapadnięcia na raka, choroby serca oraz cukrzycę ‒ wszystkie powiązane ze stanami zapalnymi." (pdf.str.310)
Podsumowując książka na plus i raczej warto (ale nie "must-read" ;) ).
Nie powiem, byłem ciekawy tej książki, bo tak, słucham takiej muzyki, zwłaszcza tej z pierwszych rozdziałów ;) ale jak zacząłem czytać/słuchać tej ksiNie powiem, byłem ciekawy tej książki, bo tak, słucham takiej muzyki, zwłaszcza tej z pierwszych rozdziałów ;) ale jak zacząłem czytać/słuchać tej książki, to dość szybko się zorientowałem, że książka jest raczej kiepska. Analizować teksty disco polo w taki sposób, w jaki robi to autor jest... no nawet nie wiem jak to nazwać, jest bez sensu po prostu :D to prosta muzyka, w której chodzi o to, że ma być skoczna (w końcu to disco) i wpadająca w ucho, a nie o to co tam jest wyśpiewywane, nie mówiąc już o tym że tak, czasami do rymu trzeba było wymyślić coś nie do końca gramatycznego (czy może po prostu potocznego), a autor nad tymi fragmentami roztrząsał się jakby myślał, że autorzy naprawdę myślą, że tak się mówi/pisze i to było dla mnie chyba najbardziej irytujące. Humor w tej książce jest też... dla mnie taki sobie i raczej wymuszony, można się uśmiechnąć parę razy ale bez przesady (nie, nie uśmiałem się ani razu, no może raz, gdzieś bliżej końca książki). Najbardziej bawiło mnie w sumie od początku to, że niemal każdą piosenkę znałem, a niektóre mam nawet na liście ulubionych :D tak, te głupie też (bo nie za bardzo ważne są dla mnie teksty w piosenkach), ale trzeba przyznać, że autor wybrał naprawdę głupkowate kawałki ("Czerwone i bure", "Kakao", "Ona czuje we mnie piniądz" :D ), jak mu się to udało skoro ich niby nie słucha? :D Środek książki nawet trochę mnie nudził, też mi się wydaje, że treść jest o tyle wymuszona, że jak już ktoś w innej recenzji zauważył - w ten sposób można by właściwie każdy tekst skomentować prześmiewczo, nawet klasyki narodowe. Koniec jest znowu trochę ciekawszy, np. zaskoczyło mnie, że to jednak nie disco polo okazało się tekstowo najgorsze, tylko rap - a przynajmniej takie jest moje odczucie po lekturze ;) Ogólnie: no tak pół gwiazdek dam, nie oceniam najniżej, bo miałem trochę zabawy na początku z tym: "a, haha, znam to!" :D i potem z tym rapem. Ale ogólnie to takie głupotki niewiele wnoszące do życia ;) Do sprzątania ogrodu można jednak posłuchać ;)
Kolejna książka podobna do kilku już wcześniej przeze mnie przeczytanych/przesłuchanych ;) również ciekawa, chociaż od początku nie za bardzo mogłem sKolejna książka podobna do kilku już wcześniej przeze mnie przeczytanych/przesłuchanych ;) również ciekawa, chociaż od początku nie za bardzo mogłem się wciągnąć aaale to raczej kwestia mojego rozkojarzenia w tym czasie, a nie książki. Co ją jednak trochę odróżnia od wcześniej przeczytanych, to że tutaj większość opisanych pacjentów trafiła do psychologa zanim jeszcze coś się stało. Ciekawy jest opis przypadku likantropii (jako choroby) i "opętania" - można lepiej zrozumieć te zjawiska z punktu widzenia psychologii! Ale najbardziej poruszający, przynajmniej dla mnie, był przypadek mężczyzny (tego od krzesła elektrycznego w piwnicy) maltretowanego przez ojca i jak to wpłynęło na całe jego życie, tak że dorosły mężczyzna mający już własną rodzinę, właściwie nie żył w realnym świecie, a głównie zajmował się fantazjowaniem o "wymierzaniu sprawiedliwości" zwłaszcza temu ojcu... smutne, to bardzo jak takie przeżycia w dzieciństwie mogą zniszczyć komuś życie... Inne w tej książce jest jeszcze to, że przypadki nie są opisane po kolei tylko się przeplatają... ale sam nie wiem co o tym myśleć, jest to coś innego ale chyba bym jednak wolał poczytać o nich po kolei, bo tak to się człowiek czasami gubi. Tak czy inaczej przeczytać było warto :)
Bardzo mię się podoba też (albo może nie "podoba się" tylko również się z nim utożsamiam) zdanie autora na temat kary śmierci:
"Ludzie często pytają mnie, co sądzę o karze śmierci. Zakładają, że w związku z moją pracą na pewno mam na ten temat wyrobione zdanie. I tak rzeczywiście jest. Jako profiler mogłem poznać z pierwszej ręki przerażające zbrodnie, jakich dopuszczają się niektórzy ludzie. Godzinami wpatruję się w straszliwie zbezczeszczone szczątki młodych mężczyzn, kobiet i dzieci. Odwiedzam miejsca zbrodni i czytam raporty z sekcji zwłok. Zdarza się, że przytłaczają mnie swoją grozą, niemniej jeszcze większą odrazę budzi we mnie myśl, że cywilizowane społeczeństwo może realizować politykę zrytualizowanego, usankcjonowanego prawem zabijania. Rozumiem, że w czasie wojen albo zamachów stanu dochodzi do przypadkowych, dokonywanych pod wpływem chwili egzekucji. Na myśl o nich robi mi się niedobrze, ale są przynajmniej natychmiastową reakcją na jakieś zdarzenia zachodzącą na poziomie osobistym albo lokalnym. Natomiast idea, że po upływie wielu tygodni od zdarzenia odprowadzamy kogoś z więziennej celi na miejsce egzekucji, zakładamy mu na szyję stryczek, a ktoś inny ciągnie za wajchę, wydaje mi się całkowicie barbarzyńska." (pdf.str.330)
Książka ciekawa, chociaż po tytule myślałem że to będzie bardziej poradnik :D nie jest, są to luźne dialogi prowadzone z różnymi specjalistami, więc nKsiążka ciekawa, chociaż po tytule myślałem że to będzie bardziej poradnik :D nie jest, są to luźne dialogi prowadzone z różnymi specjalistami, więc nie ma tu jakichś rad wprost (choć tego można by się spodziewać po tytule) ale za to czyta się lekko, szybko, są interesujące, więc łatwo mi było skupić się na treści, no i może nie wszystkie są super-odkrywcze ale można wynieść ciekawe informacje. Szczególnie interesujące wydały mi się tematy, o których się nie mówi - np. że czasem matka nie lubi swojego dziecka, opiekuje się i dba ale nie lubi - tak też bywa. Książka nie jest może jakąś rewolucją, którą trzeba przeczytać, ale dla mnie był to dobrze spędzony czas i moim zdaniem warto.
Jeszcze trochę ciekawych cytatów sobie wypisałem:
"*Są jakieś koszty tej zmiany?* [chodzi o zmianę w wyniku psychoterapii] Najważniejsze są koszty emocjonalne. Trzeba się rozstać z obecnym sobą. A człowiek się do siebie przywiązuje, nawet do swoich wad, których w głębi duszy nie znosi, a bez których żyć nie może. I to pożegnanie zwykle jest trudne. " (s. 24)
- to prawda...
"Jak się posłucha tego, co się mówi o ludziach sukcesu w Polsce, to w zasadzie można dojść do samych przykrych wniosków. Znowu powołam się na prof. Wojciszkego, który sprawdzał kiedyś, czy ludzie uważają, że tym, którzy zarabiają dużo pieniędzy, te pieniądze się należą. W Polsce chyba 85 proc. uważało, że te pieniądze im się nie należą, że doszli do nich jakąś pokrętną drogą. Najlepiej chyba wyraża to słynna fraza: „Jeśli ktoś ma pieniądze, to skądś je ma”. Natomiast w USA znaczna większość badanych twierdziła, że bogaci ludzie mają pieniądze, bo sobie na nie uczciwie zapracowali, więc one im się jak najbardziej należą." (s.57)
- no tu bym miał pewne wątpliwości ;) bo jednak no... te pieniądze skądś są na pewno. I pytanie tylko jakim kosztem zostały "sobie zapracowane"... No nic nie poradzę na to, że mam przed oczami prezesów modowych koncernów zarabiających setki tysięcy $ podczas gdy szeregowa szwaczka w jakimś Bangladeszu szyjąca dla tego koncernu pracuje po kilkanaście godzin na dobę i ledwie wiąże koniec z końcem... No ja nie wątpię, że sobie ten prezes na swoje pieniądze naprawdę zapracował (w końcu żeby wymyślić i/lub utrzymać taki system wyzysku i dać radę to unieść psychicznie, to trzeba mieć zdrowie), tylko jakby jednak troszkę mniej ciężko niż ta szwaczka... i z tym mam problem. Ale dobra, rozumiem przekaz i nie chciałem psuć ;)
I jeszcze o (dobrych) związkach:
"(…) cenią swoją niezależność, dają sobie dużo wolności. Szanują uczucia partnera, nie oceniają go pod byle pretekstem. Dostrzegają swoją wzajemną wyjątkowość. Potrafią bez lęku powiedzieć do siebie: „Chcę z tobą być, chociaż wcale nie jesteś mi potrzebny, aby żyć. Będzie mi ciężko, przykro, ale dam sobie radę, gdyby twoje uczucia się skończyły”. Wtedy czują się wolni, wybrani, są spontaniczni, akceptują swoje braki i ograniczenia. Uważam, że zdania, które przytoczyłem przed chwilą, to największy komplement, jaki można powiedzieć drugiej osobie. Przecież one mówią, że jest jedyna i niepowtarzalna!!!" (s.120).
- dokładnie. "Nie mogę żyć bez ciebie!" - to żaden komplement :D (bez jakiegoś guza, którego usunięcie zagrażałoby życiu też nie można żyć ;) ), ale "Mogę żyć bez ciebie ale CHCĘ żyć z tobą" - to jest dopiero komplement :)
I dalej:
"*Co oznacza to „nie potrzebuję cię”?* To, że ja nie potrzebuję obsługi i potwierdzenia w ten sposób mojej wartości. Nie potrzebuję poświęceń. Nie potrzebuję, żebyś mi gotowała, sprzątała, zabiegała o mój dobry nastrój. Chcę, żebyś wierzyła, że jest w tobie to coś, co jest cenniejsze niż to wszystko, i dla tego czegoś chcę właśnie z tobą być. Niestety, ta metafora potrzebności czy też taka narracja związkowa, która opiera się na tej potrzebności, tej wymianie towarowej, kompromisach, w wyniku których ludzie, zamiast pojechać nad morze albo w góry, lądują w Kielcach i są niezadowoleni, jest jakimś przekleństwem zatruwającym nasze umysły. Ciągle słyszę i widzę nieporadne próby przeprowadzenia umów społecznych, tworzenia kontraktów rodzinnych, gdzie stoi czarno na białym: ty wyprowadzasz psa, ja idę po zakupy, ty odprowadzasz dzieci, ja myję wannę – i tak dalej aż do potężnej awantury wywołanej ciągle powracającym poczuciem, że znowu zostałem wykorzystany. A przecież związek, miłość, jak stoi napisane w Biblii, jest po to, żeby ludzie czuli się w nim wolni. Ale oczywiście ludzie się boją tej wolności. *Bo?* Bo jak dam partnerowi wolność, to on zaraz pryśnie, bo nie wierzę, że można ze mną być. Dobre związki przeważnie mają ci ludzie, którzy czują się dobrze sami ze sobą. Czują, że życie ma sens, że mają różne kłopoty, ale potrafią z nich wychodzić. Są niezależni. Potrafią przekraczać jakieś wygórowane czy nadmierne oczekiwania środowiskowe." (s.120-121)
A na koniec jeszcze taka historia:
"Opowiem pani historię, którą słyszałam od pacjenta, 50-letniego mężczyzny, który od umierającej matki dowiedział się, że jego ojciec nie jest jego prawdziwym ojcem, nie wie o tym i ona synowi przekazuje tę tajemnicę życia, z zaznaczeniem, że ma się tym ojcem na starość opiekować. Jego prawdziwym ojcem jest natomiast sąsiad."
- no ja sobie pomyślałem, że po co to było, mogła już zabrać tą tajemnicę do grobu, a nie przewracać życie 50-latka i człowieka, którego uważa za ojca, a tamten za syna... ale ta historia ma ciąg dalszy:
"Dla tego mężczyzny to było niezwykle poruszające doświadczenie. On sobie przypomniał, że jako dziesięcioletni chłopiec topił się w jakimś potoku i ten sąsiad go uratował i w taki sposób przytulił, że odczuć, których wtedy doznał, nijak nie umiał sobie wytłumaczyć. Po tym, czego się dowiedział od matki, wszystkie puzzle mu się ułożyły. Koniec tej historii był taki, że na stare lata ten mężczyzna przyjął pod swój dach i ojca biologicznego, i tego, z którym spędził całe życie. Obydwoma staruszkami do końca się zajmował i oni jakoś sobie po męsku tę sytuację ułożyli. Więc ta prawda, taka nawet niesamowita i początkowo bolesna, zaofiarowała mu coś bezcennego." (s.175)
Niedawno oglądałem tą "nową ekranizację" i oczywiście wiedziałem, że nie ma wiele wspólnego z oryginałem ;) ale nic więcej nie umiałem powiedzieć, jakNiedawno oglądałem tą "nową ekranizację" i oczywiście wiedziałem, że nie ma wiele wspólnego z oryginałem ;) ale nic więcej nie umiałem powiedzieć, jako że nigdy w sumie nie przeczytałem oryginału. Teraz postanowiłem nadrobić. Nie przeczytałem jej w dzieciństwie (choć była to lektura), bo wydawała mi się "głupia" :D Jakoś nie mogłem wtedy strawić takiej fantastyki (lubiłem fantastykę ale jednak bardziej osadzoną we współczesnych realiach, jak np. książki z serii "Krąg ciemności" ;) a nie tak całkiem oderwaną od rzeczywistości) i nic w niej wartościowego nie dostrzegałem. A dzisiaj owszem, dostrzegam (choć nadal nie jest to tak całkiem mój klimat ;) ). Jednak nawet w przypadku tej książki wydaje mi się, że to nie jest najlepszy wybór jeśli chodzi o kanon lektur obowiązkowych... myślę, że dziś wyniosłem z niej więcej niż te ze 28 lat temu. Treści opowiadać nie muszę, bo wszyscy znają ;) można przeczytać (jak się jest dorosłym ;) ), dla mnie tylko zakończenie było takie trochę dziwne, to znaczy zamysł nawet fajny ale jakby urwane, za szybko się potoczyło i trochę jakby wymuszenie. Ale takie mam jedno przemyślenie: jak to jest możliwe, że już niemal 80 lat temu dzieciaki miały takie książki jak ta (albo "Pippi Langstrumpf"), a ludzie wciąż pielęgnowali (pielęgnują?) różne niepotrzebne konwenanse ;)
Ta książka zupełnie nie była tym, czego się spodziewałem... No bo ja spodziewałem się, że to będzie raczej na temat tego jak wychowanie naszych rodzicTa książka zupełnie nie była tym, czego się spodziewałem... No bo ja spodziewałem się, że to będzie raczej na temat tego jak wychowanie naszych rodziców miało wpływ na ich wychowanie nas - coś takiego... chociaż mogłem może lepiej przewidzieć co znaczy "dziedziczona trauma" ;) ale nadal - spodziewałbym się, że to będzie jednak bardziej o wychowaniu... nawet nieświadomym, ale jednak o czymś, co wpłynęło na dzieci w procesie wychowania. Tymczasem to jest... ale może zanim napiszę, przytoczę sobie ciekawy cytat:
"Yehuda i jej zespół odkryli, że dzieci osób ocalałych z Holokaustu, cierpiących na zespół stresu pourazowego, rodziły się z podobnym jak u rodziców, obniżonym poziomem kortyzolu, co predysponowało je do przeżywania objawów PTSD poprzedniego pokolenia. Odkrycie, że osoby, które doświadczyły ciężkiej traumy, mają obniżony poziom kortyzolu, wzbudziło kontrowersje, ponieważ było sprzeczne z dotychczasową wiedzą łączącą stres z podwyższonym poziomem kortyzolu. Szczególnie w przypadkach chronicznego PTSD mogą wystąpić problemy z produkcją kortyzolu skutkujące jego niskim poziomem u ocalonych z Zagłady i ich dzieci. Yehuda odkryła obniżony poziom kortyzolu również u weteranów wojennych, a także u kobiet, które będąc w ciąży, doświadczyły PTSD w wyniku ataków na World Trade Center, i u ich narodzonych później dzieci. Yehuda odkryła nie tylko, że uczestnicy jej badania produkują mniej kortyzolu i że cechę tę mogą dziedziczyć ich dzieci, lecz również, że niektóre problemy psychiczne, takie jak PTSD, przewlekły ból, zespół chronicznego zmęczenia, są związane z obniżonym poziomem kortyzolu we krwi."
- i ok, mimo że spodziewałem się czegoś innego, to jest bardzo ciekawa informacja i mnie przekonuje. I faktycznie, w ten sposób trauma może być dziedziczona, brzmi naukowo sensownie. Ale dalej w tej książce, to już jest różnie...Trochę o wychowanie też się w sumie ociera, bo nie da się ukryć, że straumatyzowany rodzic np. odsuwa się od dziecka, więc nie wychowuje go w odpowiedni sposób. Ale to jest jednak bardziej dosłownie o dziedziczonej traumie - że dzieci czy wnuki, czy niekiedy bratankowie/bratanice, siostrzenice/siostrzeńcy dziedziczą traumę (uczucia?), w taki sposób, że np. jeśli dziadek umarł przedwcześnie, one przejawiają destrukcyjne zachowania w stosunku do siebie i myślą, że muszą (albo chcą, albo się boją - różnie) umrzeć. No trochę to jest... nawet fantastyczne... No i po prostu nie wiem co z tym zrobić ;) Ale jeżeli techniki zaproponowane przez autora działają i mogą komuś pomóc, to w porządku, to powściągnę swój sceptycyzm ;) Natomiast samą książkę przesłuchałem z zainteresowaniem (zwłaszcza to info o kortyzolu i ogólnie początek książki, bo dalej już trochę gorzej), łatwo było się skupić, jest to jakieś inne spojrzenie ale interesujące i chociaż dla siebie niewiele wyniosę (w sumie po raz kolejny uświadomiłem sobie jakie mam szczęście jeśli chodzi o rodzinę jednak, żadnych takich traum i problemów, chociaż mogły być...), to książka ciekawa i można przeczytać (chooociaż bym jednak nie polecał przyjmować bezkrytycznie).
Książka dosyć naukowa, język trudny - trzeba się skupić, a u mnie o to było akurat ciężko w ostatnich dniach (ktoś ciągle czegoś chciał), więc moja ocKsiążka dosyć naukowa, język trudny - trzeba się skupić, a u mnie o to było akurat ciężko w ostatnich dniach (ktoś ciągle czegoś chciał), więc moja ocena mo��e nie być miarodajna. Ale z tego co wyniosłem, to gdzieś mnie tam trochę tak kłuje, że może nawet przeczytawszy z większym skupieniem... nie przemówiłaby do mnie. Tytuł i opis wydały mi się bardzo ciekawe ale odebrałem ją jako takie rozważania autorki również na temat spraw, o których nikt nie myślał w latach 1933-45... czy to źle? W sumie nie i to że ktoś nie myślał, to oczywiście nie znaczy że ich nie było ale nie wiem czy to nie jest trochę... rozważanie nad treściami, których faktycznie nie było tam w 1945... i to jest chyba to, co nie do końca do mnie przemawia. I ciężko żeby przemówiła książka pisana tak trudnym językiem. I to nie jest pierwszy raz, że się łapię na za trudne książki, więc kolejne chyba sobie odpuszczę ;) No ale to jest "reinterpretacja tekstów" i tym jest faktycznie... a także: "Autorka koncentruje się na tych aspektach prześladowań, które pomimo że nie są nacechowane genderowo, mają wpływ na kulturowe formowanie kobiet i mężczyzn." - a to jest idealny opis, mniej więcej w takim tonie jest cała książka. Więc zdecydowanie nie literatura do poczytania do obiadu albo gdzieś na pięciominutowej przerwie ;) Nie wiem, nie napiszę nic więcej, bo z drugiej strony nie chcę oceny zaniżać, może kiedyś wrócę do treści i przemyślę głębiej (być może wtedy zmienię moją ocenę).
Po kolejnej nudnej znów liczyłem na coś lekkiego. Ta jest lekka, ale nie za bardzo ;) Humoru tu nie ma zbyt wiele (zależy jeszcze co kogo bawi...), zaPo kolejnej nudnej znów liczyłem na coś lekkiego. Ta jest lekka, ale nie za bardzo ;) Humoru tu nie ma zbyt wiele (zależy jeszcze co kogo bawi...), za to jest poważniej i "mądrzej" ;) Jest to faktycznie kawał historii stomatologii dość szczegółowo opisany i ma to swoją wartość ale jednocześnie jest to dość monotonnie opisane i troszeczkę brakuje tego "czegoś". Ogólnie oceniam dość wysoko ze względu na ten kawał zebranej wiedzy ale zdarzało mi się odpływać myślami...
Następna książka, która mnie wynudziła (ostatnią 1/3 to już na takim przyspieszeniu wysłuchałem jakiego jeszcze nigdy w eReader Prestigio nie ustawiałNastępna książka, która mnie wynudziła (ostatnią 1/3 to już na takim przyspieszeniu wysłuchałem jakiego jeszcze nigdy w eReader Prestigio nie ustawiałem ;) ). I w którym miejscu jest ona wstrząsająca, bo nie zauważyłem? No i w ogóle, po opisie człowiekowi się wydaje, że tam będą jakieś opisy politycznych realiów, w których żyła autorka, a tego prawie nie ma. Większość treści to rozważania na temat urody kolegów z klasy i tego co się stało albo jak bardzo nudziła się w szkole. Z akcentem na kolegów jednak. Ok, można zrozumieć i sprawia to w sumie, że autorka jest zwykłą nastolatką, tak naprawdę mogłaby żyć współcześnie... no ale no nie jest to jakoś szczególnie ciekawe... Tytuł "Chcę żyć" również można by się spodziewać, że odnosi się do ciężkich warunków w stalinowskiej rzeczywistości i że grozi jej śmierć... a jednak nie :D To są raczej jej rozważania na temat samobójstwa i że jednak chce żyć. Jedyne z czym nie mogę się zgodzić w krytycznych opiniach, to stosunek autorki do samej siebie i to że była niedojrzała. Autorka miała widoczną wadę wzroku, prawdopodobnie zeza, tak, to zmienia bardzo wiele. Bo jak ktoś jest w ten sposób inny, to nie ma lekko i ona też czasem o tym wspomina, choć zadziwiająco rzadko (może dlatego niektórzy nie wyłapali, że kiedy "użala się nad sobą", to totalnie można to zrozumieć, a nie jest to oznaka niedojrzałości). Prawdę mówiąc uważam, że te jej rozważania na temat siebie i uczucia z tego płynące, są całkiem ciekawe i poruszające (to były najciekawsze fragmenty). Uważam też, że próba nadania tej książce takiego wydźwięku politycznego, jest tak naprawdę zrobieniem jej krzywdy, bo sięgają po nią ludzie tym właśnie zainteresowani i się rozczarowują. Zamiast tego to powinna być książka o zwykłej nastolatce tyle że 90 lat temu, raczej o kimś, kto zmaga się z własną niedoskonałością niż z jakimiś przeciwnościami politycznymi. Ale tego też jest trochę mało i niknie to w opisach odczuć do kolegów i koleżanek, a te odczucia nie są już zbyt głębokie.
Mam nadzieję kiedyś przeczytać "Christopher i chłopcy w jego typie", dlatego pomyślałem że zacznę od jakiejś wcześniejszej książki autora, a ta jest cMam nadzieję kiedyś przeczytać "Christopher i chłopcy w jego typie", dlatego pomyślałem że zacznę od jakiejś wcześniejszej książki autora, a ta jest chyba najgłośniejszą... I na początku było nawet ok, ale dość szybko zaczęła mnie nudzić... Te romanse są dość powściągliwie i nie wprost opisane, co mogę zrozumieć, bo pewnie inaczej nie można było ale i tak, ja nie lubię takiego... dramatu nie wiadomo z czego. Opisy tej książki są o wiele lepsze niż sama książka ;) Jednym słowem umęczyłem się. I powiedziałbym, że ta książka się brzydko zestarzała ;) I jeszcze zgadzam się z opiniami że "dużo pisania o niczym" i "zapiski dla samych zapisków" - mam takie samo wrażenie. Mimo wszystko nie oceniam najniżej, bo jakąś wartość mają fragmenty dotyczące przedwojennego Berlina i postawy mieszkańców odnośnie żydów, nazistów itp., ale nie ma tego dużo. Moim zdaniem nie warto.
Nie spodziewałem się, że taka stara książka będzie miała aż tyle opinii ;) Mnie trochę brakuje słów, bo... to jest bardzo przeterminowana książka i dlNie spodziewałem się, że taka stara książka będzie miała aż tyle opinii ;) Mnie trochę brakuje słów, bo... to jest bardzo przeterminowana książka i dlatego trudno ją dziś ocenić. Ale też dlatego byłem jej tak ciekawy... To jest książka z lat dziewięćdziesiątych i przeczytana wtedy, była na pewno ważna i coś wnosząca. Choć szczyt pisarstwa to to nie jest i wtedy też pewnie nie był ;) Jak już niektórzy pisali (i z tym się zgadzam) - to bardziej jak fragment pamiętnika nastolatki. Tam nie ma za dużo treści poza opisem lęku bohaterki kiedy się dowiaduje, że jej były chłopak jest nosicielem wirusa HIV i być może ona także (książka nie jest z resztą zbyt długa). Kilka dni z jej życia, opis emocji, strachu itp. - to jest poruszające, chyba tym bardziej że dziś HIV to nie wyrok, a wtedy tak było. Ze smutkiem mi się to czytało, myśląc o tym że to co dzieli "wtedy" od "teraz" to te jakieś 30 lat, tylko czas, a jednak otrzymanie diagnozy "HIV" tak diametralnie się zmieniło. Na szczęście na lepsze i to z kolei jest wspaniałe :) (to tak jakby ktoś szukał dobrych rzeczy na świecie, no to jest na przykład ta - to jak dziś radzi sobie ludzkość z wirusem HIV). Niektórzy zarzucają, że mało mówi o samym wirusie - no ale dziś to nie ma znaczenia, bo cokolwiek by nie mówiła, to byłaby i tak wiedza sprzed 30 lat, więc mocno dość przeterminowana..."Opowiada o prawdziwym życiu" - może, ale tym z lat '90 ;) Polecam książkę jeśli ktoś chce poznać emocje nastolatki z lat '90 związane z tym specyficznym tematem diagnozy nieuleczalnej wtedy choroby... i tylko osobom tym zainteresowanym ją polecam. Reszta się rozczaruje ;) Ja przesłuchałem z zainteresowaniem i szybko i był to dobrze spędzony czas.
Nie znam/nie oglądam kanału YT autora (a może warto), ale książka była interesująca i przystępna. Jest tytuł (jakiś absurd albo nieścisłość), potem roNie znam/nie oglądam kanału YT autora (a może warto), ale książka była interesująca i przystępna. Jest tytuł (jakiś absurd albo nieścisłość), potem rozwinięcie i wyjaśnienie, podparte badaniami, chemią itp. Nie zgadzam się, że za dużo było równań - jasne, to nie jest coś dla laika, ale dobrze, że jest, dzięki temu książka będąc lekką popularnonaukową lekturą zachowuje jednak pewien poziom profesjonalizmu. Nawet jeśli poprzetykana badaniami i fachowymi określeniami (całe szczęście tego wszystkiego nie zabrakło!) to nadal lekka, przyjemna lektura. Czy mnie czymś zaskoczyła? Rzadko, bo jednak o wielu z tych nawet popularnych mitach wiedziałem, ale owszem, w tym i owym zaskoczyła nawet mnie :) Chociaż szczerze mówiąc to np. już też sam zaczynałem na to wpadać, że jak sól jest jodowana, to przecież lepiej (jod - pierwiastek dobry), więc nie może być taka zła w porównaniu z himalajską :D
Chociaż jeszcze bardziej zaskoczyło mnie to, cyt.:
"Niepokojący jest fakt, że aż 87% ankietowanych (55% kobiet i 32% mężczyzn) zjadłoby lub w przeszłości zjadło jedzenie upuszczone na podłogę. Oznacza to, że świadomość zagrożenia związanego z jedzeniem z podłogi jest niewielka. Większość osób nie obawia się zatrucia pokarmowego lub szkoda im wyrzucać jedzenia."
- no ja na przykład jem i nie wiem czemu to aż tak niepokojące :D Że "reguła pięciu sekund" nie działa, to wiadomo, ale jak brudno może być na regularnie mytej podłodze we własnym domu? - myślałem. Aż wymyśliłem. Wielu ludzi ma zwierzaki domowe, a to zmienia postać rzeczy (chodzą po dworze i po domu tymi samymi łapkami ;) to jakby chodzić po domu w butach) ...ja nie mam i nie chodzę po domu w butach, mam nadzieję, że chociaż trochę bardziej mogę jeść :D
Książka to przystępnie podana wiedza, dobrze się czyta, dla mnie rozwinięcia tematów mogłyby być dłuższe, bo miałem wrażenie, że można by więcej powiedzieć, ale to zawsze można, a za długa mogłaby może znudzić (choć raczej nie mnie ;) ). Tylko jak zawsze - ci którzy najbardziej powinni, w ogóle jej nie przeczytają albo zanegują ;)